las nadziei

w przestrzeni dziur liści
widzę białą opokę
przejawu ciepłego słońca
szelestem zostaje rozmazana
wśród zieleni koron

w źródlanym powietrzu odbija się
ojcowska przemoc uzależnienia
gdy matczyne tlenki rozpływają się
ciepłem w mym ciele

serdecznością dużego honoru
oczy spływają do korzeni
po łodygach życia
widzę otulenie zewsząd zimnym betonem
w kaflach zamieniony
brakiem wolności
resztką sił rozbijają

swą niedolą współczesności
raniąc skórną epokę
ogólny pejzaż pędzących pojazdów
rozbija śpiewy lasu
wykrzykując z duszy łzy
współczesnością duszone od zaraz
czasem przygniatane
ojcowskie matczyne zielone korzenie